wtorek, 10 listopada 2009

Kathryn Harrison, "Pocałunek"

Książkę Harrison wzięłam do ręki przez przypadek. Przez przypadek tuż po „Fioletowym hibiskusie” Chimamandy Ngozi Adichie. Książki są uderzająco podobne. Lecz nie poprzez powtarzalność opowiadanych historii. Bynajmniej. Podobieństwo ich jest o wiele bardziej twórcze.

Harrison i Adichie opowiadają o złożonej relacji pomiędzy córką (która jest zarazem narratorką) a ojcem. Nie pomijają osoby matki, która niczym sonda, krąży wokół nich, ale jednocześnie prowokuje także ich ruch wokół siebie. Relacja ojciec – córka jest bardzo skomplikowana, bolesna i destrukcyjna. U Adichie ojciec jest despotą i fanatykiem religijnym, znęcającym się fizycznie nad swoim dzieckiem. U Harrison ojciec jest również despotą, a ponadto pastorem, uprawiającym ze swoją córką seks. U obu pisarek młode dziewczyny są całkowicie zniewolone, a poddają się ich charyzmatycznej sile "tylko dlatego", że chorobliwie i obsesyjnie pragną miłości.

Potrzeba ta szybko zamienia się w uzależnienie, w wyniku którego stają się fizycznymi oraz psychicznymi niewolnicami. Dopiero śmierć ojców (w jednym przypadku faktyczna, w drugim symboliczna) jest w stanie wyzwolić je z tej sytuacji, która przynosi im cierpienie i pragnienie (własnej) śmierci. Lecz już nigdy nie powrócą do stanu, w którym nie będą odczuwać lęku, poniżenia i braku poczucia wartości.

W obu powieściach matki są postaciami „które wiedzą”. Wiedza ta jednak nigdy nie jest, a wręcz nie może być, ujawniona. Bohaterka Harrison w pewnej chwili stwierdza, że „bardziej przeklęta od samodestrukcji jest moja skłonność do dyskrecji, doskonała umiejętność ukrywania niemal wszystkiego, co mam w sercu – realna groźba, że ja też mogę skończyć jako kobieta zamknięta we własnym potrzasku jak matka” (140). Również druga żona pastora, matka przyrodniego rodzeństwa bohaterki, wie, że sypiają ze sobą, jednak dla dobra rodziny nic nie mówi („ O żonę ojca się nie martwię. Ona mimo wszystko dobrze wie, co się dzieje. Pozwala mu na to. Według słów ojca prosi jedynie o to, ażeby wykazał dość rozsądku, oszczedzając jej wszelkich świadectw romansu z własną córką. Obie jesteśmy siebie warte”, 130). Matka Kambili także milczy dla dobra rodziny.

Czwartą postacią tego „wielokątu” jest postać ojca ojca – dziadka – która tworzy rodzaj chwilowego, lecz niepokojącego napięcia u obu pisarek. Adichie przedstawia dziadka Kambili jako ostatniego z tradycjonalistów, który nie przeszedł na nową wiarę, stając się w oczach syna poganinem i wrogiem. Kambili traktuje go początkowo z dużą dozą lęku (w końcu stara się myślec kategoriami ojca), potem jako osobę tajemniczą, z innego świata, godną najwyższego szacunku. U Harrison dziadek bohaterki, bardzo subtelnie naruszając granicę ciała, usiłuje ją poderwać.

Obie bohaterki po śmierci ojców stwierdzają, że zawsze będą za nimi tęsknić. Utrata jest ogromna, ponieważ tracą kawałek siebie. Już na zawsze pozostaną niepełnymi istotami. Adichie i Harrison opowiadają w różny sposób podobną historię. Za każdym razem jednak twórczo i interesująco.

Kathryn harrison, „Pocałunek, tłum. Mariusz Ferek, REBIS, Poznań 1998

3 komentarze:

  1. Witaj:)
    Dodałam Cię do linków na swoim blogu,
    pozdrawiam
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam "Pocałunku" Harrison, lecz "Obnażoną", w której też pojawia się wątek bardzo skomplikowanej, bolesnej relacji córki i ojca. Ciekawe, czy ma to jakiś związek z życiorysem autorki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nauczycielko - :)
    Agatoris, wydaje mi się, że tak - wszak przeważnie pisze się o tym, co najbardziej gryzie w środku, niemniej zapytam znajomej, która jest miłośniczką Harrison, może będzie wiedzieć :) dziękuję za odwiedziny, byłam na Twoim blogu, który wydał mi sie bardzo interesujący :) będę do Ciebie zaglądała!

    OdpowiedzUsuń