wtorek, 22 grudnia 2009

Literatura na peryferiach - podsumowanie



Odkrycie blogowych wyzwań czytelniczych było niewątpliwie jednym z lepszych odkryć tego roku :) Poznałam kilka ciekawych książek, ktorych inaczej prawdopodbnie bym nie przeczytała, dowiedziałam się o istnieniu autorów i tytułów, do któryś być może sięgnę w przyszłości, a także uświadomiłam sobie, jak wiele osób fascynuje nie tylko czytanie, ale także pisanie o przeczytanych książkach. Poznałam kilka bardzo wartościowych blogów, które stały się kolejnym źródłem wiedzy o świecie. Jestem za to bardzo wdzięczna.

W ramach „Literatury na peryferiach” miałam 2 listy lektur. Pierwsza obejmowała następujące książki:

1. Luan Starova „Czasy kóz” (Macedonia)
2. Mircea Eliade „Młodość stulatka” (Rumunia)
3. Kamila Shamsie „Sól i Szafran" (Pakistan)
4. Ngozi Adichie Chimamanda „Fioletowy hibiskus” (Nigeria)

Wszystkie 4 książki zostały przeze mnie przeczytane i opisane. Wszystkie były wartościowym doświadczeniem lekturowym i każdemy bym je poleciła. Niemniej nie były to lektury z serii przełomowych lub takich, o których będę jeszcze długo długo myślała. Były to ciekawe ksiązki, na które czasu nie szkoda, które dają do myślenia, ale – bez fajerwerków. Przeczytawszy książki z tej listy, zrobilam sobie kolejną:

1.Rabih Alameddine, „Hakawati. Mistrz opowieści” – Liban
2.Khaled Hosseini, „Chłopiec z latawcem” – Afganistan
3.Galsan Tschinag, „Koniec pieśni” - Mongolia
4.Aravind Adiga, „Biały tygrys” – Indie

Z tej listy... nie przeczytałam ani jednej książki. Kupiłam sobie „Hakawatiego”, którego obecnie powoli czytam. Po prostu nagle nastał czas, w którym definitywnie odechciało mi się czytać. Czytałam równocześnie ksiązki z „Projektu Nobliści”. Przytłoczyła mnie trochę problematyka książek z tych dwóch wyzwań, problematyka nielekka, często przygnębiająca, trudna, poruszająca emocje. Odbiło mi się wszystko wreszcie czkawką i wiele tygodni byłam na odwyku :) Teraz zmuszam się do choć odrobinki czytania dziennie, bo tęsknie już za czytelniczym ciągiem. Wiem jednak już teraz, że lektury należy przeplatać i po 2 trudniejszych przeczytać jedną lżejszą.

Niemniej – czekam na kolejne wyzwanie. Sama zresztą wpadłam na kilka pomysłów wyzwań: np. Reportaże (Kapuściński, Krall etc.), z jedzeniem w tytule („Traktat o łuskaniu fasoli”, „Księga ziół”...), kryminały (Christie, Piątek, Krajewski...)...

Dziekuję wszystkim i przepraszam za miesięczną nieobecność :)

wtorek, 10 listopada 2009

Kathryn Harrison, "Pocałunek"

Książkę Harrison wzięłam do ręki przez przypadek. Przez przypadek tuż po „Fioletowym hibiskusie” Chimamandy Ngozi Adichie. Książki są uderzająco podobne. Lecz nie poprzez powtarzalność opowiadanych historii. Bynajmniej. Podobieństwo ich jest o wiele bardziej twórcze.

Harrison i Adichie opowiadają o złożonej relacji pomiędzy córką (która jest zarazem narratorką) a ojcem. Nie pomijają osoby matki, która niczym sonda, krąży wokół nich, ale jednocześnie prowokuje także ich ruch wokół siebie. Relacja ojciec – córka jest bardzo skomplikowana, bolesna i destrukcyjna. U Adichie ojciec jest despotą i fanatykiem religijnym, znęcającym się fizycznie nad swoim dzieckiem. U Harrison ojciec jest również despotą, a ponadto pastorem, uprawiającym ze swoją córką seks. U obu pisarek młode dziewczyny są całkowicie zniewolone, a poddają się ich charyzmatycznej sile "tylko dlatego", że chorobliwie i obsesyjnie pragną miłości.

Potrzeba ta szybko zamienia się w uzależnienie, w wyniku którego stają się fizycznymi oraz psychicznymi niewolnicami. Dopiero śmierć ojców (w jednym przypadku faktyczna, w drugim symboliczna) jest w stanie wyzwolić je z tej sytuacji, która przynosi im cierpienie i pragnienie (własnej) śmierci. Lecz już nigdy nie powrócą do stanu, w którym nie będą odczuwać lęku, poniżenia i braku poczucia wartości.

W obu powieściach matki są postaciami „które wiedzą”. Wiedza ta jednak nigdy nie jest, a wręcz nie może być, ujawniona. Bohaterka Harrison w pewnej chwili stwierdza, że „bardziej przeklęta od samodestrukcji jest moja skłonność do dyskrecji, doskonała umiejętność ukrywania niemal wszystkiego, co mam w sercu – realna groźba, że ja też mogę skończyć jako kobieta zamknięta we własnym potrzasku jak matka” (140). Również druga żona pastora, matka przyrodniego rodzeństwa bohaterki, wie, że sypiają ze sobą, jednak dla dobra rodziny nic nie mówi („ O żonę ojca się nie martwię. Ona mimo wszystko dobrze wie, co się dzieje. Pozwala mu na to. Według słów ojca prosi jedynie o to, ażeby wykazał dość rozsądku, oszczedzając jej wszelkich świadectw romansu z własną córką. Obie jesteśmy siebie warte”, 130). Matka Kambili także milczy dla dobra rodziny.

Czwartą postacią tego „wielokątu” jest postać ojca ojca – dziadka – która tworzy rodzaj chwilowego, lecz niepokojącego napięcia u obu pisarek. Adichie przedstawia dziadka Kambili jako ostatniego z tradycjonalistów, który nie przeszedł na nową wiarę, stając się w oczach syna poganinem i wrogiem. Kambili traktuje go początkowo z dużą dozą lęku (w końcu stara się myślec kategoriami ojca), potem jako osobę tajemniczą, z innego świata, godną najwyższego szacunku. U Harrison dziadek bohaterki, bardzo subtelnie naruszając granicę ciała, usiłuje ją poderwać.

Obie bohaterki po śmierci ojców stwierdzają, że zawsze będą za nimi tęsknić. Utrata jest ogromna, ponieważ tracą kawałek siebie. Już na zawsze pozostaną niepełnymi istotami. Adichie i Harrison opowiadają w różny sposób podobną historię. Za każdym razem jednak twórczo i interesująco.

Kathryn harrison, „Pocałunek, tłum. Mariusz Ferek, REBIS, Poznań 1998

wtorek, 3 listopada 2009

Nowe plany w ramach "Literatury na peryferiach"

W związku z tym, że skończyłam czytać zaplanowane w ramach „Literatury na Peryferiach” książki przed terminem, a samo wyzwanie okazało się fascynującym doświadczeniem, chcę wykorzystać fakt, że do jego zakończenia zostało jeszcze ok. półtora miesiąca. Po zastanowieniu, wybrałam kolejne cztery książki, pochodzące z dotąd nieznanych mi pod względem (nie tylko) czytelniczym, krajów:

1.Rabih Alameddine, „Hakawati. Mistrz opowieści” – Liban
2.Khaled Hosseini, „Chłopiec z latawcem” – Afganistan
3.Galsan Tschinag, „Koniec pieśni” - Mongolia
4.Aravind Adiga, „Biały tygrys” – Indie


Co się tyczy „Projektu Nobliści”, postanowiłam poruszać się tzw. „dziesiątkami” wstecz. Teraz skupiam się na pisarzach z lat 2001-2009 – najpierw skończę zaplanowane lektury, a potem ruszę po znanych (w celu odświeżenia) i nieznanych jeszcze autorów. Obliczyłam, że na spokojne przeczytanie Noblistów potrzeba mi około czterech lat – jeśli przyjąć, że nie tylko Noblistów będę czytać, że niektórych pisarzy będe czytać po 2-3 książki i że niektóre powieści będą grube. Do Noblistów zresztą jeszcze wrócę.

Głos, który krzyczy. "Fioletowy hibiskus" Adichie

Czytanie powieści spod znaku „Literatury na Peryferiach” jest doświadczeniem niezwykłym. Przy wyborze „Fioletowego hibiskusa” kierowałam się tylko i wyłącznie tytułem, który mnie urzekł, podobnie jak zrobiły to „Czasy kóz” Starovy oraz „Sól i szafran” Shamsie. Dlatego przystępując do lektury, byłam nieświadoma tego, co mnie czeka. Już pierwszego wieczoru zostałam pogryziona przez powieść Adichie. Zęby tej drastycznej historii, tak niewinnej w swoich pozorach, a tak tragicznej w samej głębi, wbiły się płytko, lecz pozostawiły po sobie niepokój i wiele pytań.

Nie chcę nic pisać o tej książce. Nie chcę na chwilę obecną podejmować próby interpretacji lub krytyki. Lektura „Fioletowego hibiskusa” była w moim przypadku bardzo emocjonalna. Obdarowywała mnie na przemian – to uczuciem nieprzyjemnego ścisku w klatce piersiowej, to radością, słońcem i nadzieją. Zawsze jednak towarzyszyła temu silna empatia w stosunku do Kambili – narratorki, 15-stoletniej dziewczyny, której oczyma spoglądamy na przedstawioną historię. „Fioletowy hibiskus” to nie tylko dzieło literackie. To także głos, który, choć mówi szeptem, krzyczy i chce być usłyszany, ponieważ ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. Głos, który jest czymś więcej niż literaturą.

Chimamanda Ngozi Adichie, „Fioletowy hibiskus”, AMBER, Warszawa 2004.

czwartek, 29 października 2009

Być nie tylko sobą. "Sól i Szafran" Kamili Shamsie

Sól i szafran – dwie, całkowicie odmienne substancje. Sól – prosta, pospolita, lecz niezbędna, którą zauważamy dopiero wtedy, gdy jej nie ma. Szafran – szlachetny i wyrafinowany, mile łechcący podniebienie. O tym właśnie jest powieść Shamsie – o ścieraniu się przeciwieństw, o próbie zrozumienia tego, co inne, o potrzebie świeżego spojrzenia na stare schematy, o złamaniu i wyciągnięciu na światło dzienne rodzinnego tabu i uczynienia z niego wartości, która wykracza poza zwykłe klasowe podziały. To jest powieść o miłości i potrzebie bycia „czymś więcej niż tylko sobą”.

Spotkanie z pakistańską pisarką na początku było trudne i pełne wzajemnej nieufności. Po kilku stronach zdążyłam już pomyśleć: nieodrodna córka Pamuka (a co, skoro krytyka literacka jak zwykle nie mogła sobie odmówić marketingowego porównania recenzowanej książki do stylu któregoś pisarza z Wielkiej Tradycji – tym razem, ba, do samego Salmana Rushdiego! – to ja po raz kolejny przywołam Pamuka, którego jeszcze nie odchorowałam i zapewne jego cień przemykać będzie przynajmniej do końca tego roku, a.d. 2009).

Aliya, 22-letnia studentka, dziewczyna z „wyższych sfer”, wprowadza nas bardzo karkołomnie w dzieje wielkiego rodu Dard-e-Dilów, do którego sama należy. Mnóstwo krótkich opowieści, rodzinnych anegdot, egzotycznych imion (które zaraz po ich przeczytaniu w magiczny sposób ulatniają się z pamięci); historia, tło polityczne i nastroje rewolucyjne towarzyszące odłączeniu się Pakistaniu od Indii w 1947 roku. Wszystko przyprawione szczyptą problematyki postkolonialnej (na linii – państwa Trzeciego Świata kontra Europa i USA) oraz klasowej (na linii – arystokracja, którą reprezentuje rodzina Aliyi kontra klasa, powiedzmy, robotnicza). Ufff... dużo tego. Na szczęście, jako swoistą przeciwwagę, Shamsie wprowadza wątek miłosny, który prowadzi w sposób bardzo subtelny i nieprzegadany.

Pierwsza połowa powieści była powolnym oswajaniem się. Jeśli miałabym przyrównać „Sól i szafran” do którejś z książek polskiej, współczesnej, młodej prozy (ale tylko w celach komparatystycznych), wybrałabym „Lalę” Jacka Dehnela. Po pierwsze, w książce Shamsie daje się wyczuć szczególne napięcie pomiędzy narratorką Aliyą a jej babcią – Dadi – która obecna jest w pierwszej części jedynie w opowieściach wnuczki. Shamsie zarysowuje między nimi konflikt, wokół którego buduje otoczkę tajemnicy, wbudzając ciekawość czytelnika do wydarzeń mających miejsce w niedalekiej przeszłości. Po drugie, prawie wszystkie rodzinne opowieści Aliya zna właśnie od babci, po trzecie natomiast, tytułowa bohaterka„Lali” i jej rodzina także należą do arystokracji, a sam Dehnel nie pomija wątku relacji pomiędzy dworem a wsią.

W drugiej połowie powieści napięcie budujące powieść Shamsie przechodzi z Dadi na Mariam Apę, z którą Aliya jest bardzo silnie związana emocjonalnie i wokół której w zgrabny sposób pisarka owija nić rodzinnej tajemnicy, intrygi, wręcz sensacji. Narracja Shamsie od tego momentu staje się płynna i bezproblemowa w odbiorze. Nie jestem pewna, czy to jedynie efekt oswojenia się z lekturą czy raczej bezwiedne działanie pióra Shamsie.

Zastanowiłabym się jednak, czy nie jest to jednak celowy zabieg, mający odzwierciedlić to, co dzieje się z Alyią. Dziewczyna początkowo jest życiowo zagubiona i emocjonalnie niestabilna. Nie jest pewna, czy poglądy, które reprezentuje należą do niej czy raczej stanowią rodzinny spadek. Nie ma wątpliwości co do tego, że Aliya się zmienia i dojrzewa, zadając pytania i szukając odpowiedzi w niezliczonych opowieściach, których alegorią jest jedzenie i wzbogacające je przyprawy. Sól i szafran – dwie, całkowicie odmienne substancje. Sól – prosta, pospolita, lecz niezbędna, którą zauważamy dopiero wtedy, gdy jej nie ma. Szafran – szlachetny i wyrafinowany, mile łechcący podniebienie.

O tym właśnie jest powieść Shamsie – o ścieraniu się przeciwieństw, o próbie zrozumienia tego, co inne, o potrzebie świeżego spojrzenia na stare schematy, o złamaniu i wyciągnięciu na światło dzienne rodzinnego tabu i uczynienia z niego wartości, która wykracza poza zwykłe klasowe podziały. To jest powieść o miłości i potrzebie bycia „czymś więcej niż tylko sobą”. Wiem jedno – Shamsie nie jest niczyją córą. Jest sobą. A dzięki swojemu pisaniu także „czymś więcej”. Na pewno sięgnę po drugą książkę pisarki, „Kartografię”.

Kamila Shamsie, „Sól i szafran”, przeł. K. Maciejczyk, Red Horse.

środa, 21 października 2009

Czekając na rozkosz. "Szkarłatny płatek i biały" - Michel Faber

Książka Michela Fabera nie zachwyciła mnie. Cóż – miała prawo, ponieważ przeczytałam niewiele ponad 100 stron. Obiecałam sobie wprawdzie przeczytać chociaż 200, jednak musiałam przerwać lekturę, aby irytacja nie zachwiała mojej wewnętrznej równowagi.

„Czerwony płatek i biały” uwiódł mnie tytułem, okrzykami zachwytu książkowych blogowiczów, a także gabarytami, które obiecywały, że przyjemność czytania i obcowania z bohaterami nie skończy się zbyt szybko. Kupiłam pokaźny egzemplarz, który niecierpliwie czekał na półce na swoją kolej. Niestety na próżno.

Być może jestem zmęczona po Pamuku. Nie lubię jednak, gdy autor mnie zwodzi – angażuje w uważne czytanie, gdy następnie okazuje się, że wątek jest nieważny i nieistotny w kontekście kolejnych wątków. Faber prowadzi mnie uparcie do kolejnego wycinka historii, obfitującego w szczegóły i kwestie, którym już nie ufam i których, przyznaję, już nie lubię.

Jakiś czas temu krążył po świecie pogląd, że współczesna literatura wydaje na świat jedynie – rozdmuchane do rozmiarów powieści – opowiadania, ponieważ człowiek XXI wieku nie ma czasu na czytanie. Ostatnio jednak na rynku wydawniczym pojawiło się sporo grubych tomiszczy, jak choćby „Cień wiatru”, „Nazywam się czerwień” czy „Szkarłatny płatek i biały”. Nastała moda na wielostronicowe powieści, jakie pisało się kiedyś. Jednak dlaczego, gdy czytam książki Dostojewskiego, Manna, Hessego, Cortazara – tak przecież obfite w szczegóły, historie, długie rozmowy i niekończące się rozważania bohaterów – nie nudzę się? Wręcz przeciwnie – skubię słowa bardzo starannie, czerpię z nich niewysłowioną [sic!] przyjemność i przede wszystkim wiem, że szczegóły te są istotne, bo budują powieść; że każdy z nich jest nieusuwalnym i niepowtarzalnym elementem całości.

„The Guardian” napisał o twórczości Fabera: „Tak pisałby Dickens, gdyby wolno mu było mówić o wszystkim”. Może niekoniecznie trzeba mówić o wszystkim? Może Dickens nie byłby wtedy Dickensem? Z trwogą i rozkoszą (mimo wszystko) czekam na polski przekład „Woolf Hall” tegorocznej laureatki Nagrody Bookera, Hillary Mantel. Mam nadzieję, że kilkaset stron „napisanych” będzie mogło stanowić zarazem kilkaset stron „przeczytywalnych” (proszę wybaczyć mi te neologizmy – są naprawdę konieczne).

Ostatnio nauczyłam się bez wyrzutów sumienia przeskakiwać nie interesujące mnie fragmenty. W pewnym sensie jest to zgubne – powieść staje się sitem o zbyt dużych dziurach, przez które przelatuje uwaga, przyjemność, w końcu – sam proces czytania. A wtedy nie pozostaje nic innego, jak dać sobie spokój. Dlatego Fabera odkładam. Poczekam na Innego Czytelnika, który przemówi do mojego rozsądku, podając kilka powodów, dla których warto przeczytać tę powieść. Tak bowiem było w wypadku „Cienia wiatru”, którą to książkę również za pierwszym razem odrzuciłam (jednak z innych przyczyn), tylko po to, aby za drugim dokonać bezpowrotnego skoku w otchłań najwyższych czytelniczych rozkoszy.

Michel Faber, „Szkarłatny płatek i biały”, W.A.B., Warszawa 2008.

poniedziałek, 19 października 2009

Amatorki - Elfriede Jelinek

Ciężko cokolwiek napisać o tej książce – trzeba ją po prostu przeczytać. Jest niesamowita. Jej geniusz przede wszystkim polega na języku i formie, jakie zastosowała Jelinek. Historia bowiem jest stara jak świat – „Amatorki” opowiadają o relacjach między kobietami i mężczyznami – jednak sposób naświetlenia tego problemu, sposób jego przedstawienia, wytrąca z równowagi, szokuje, każe (po)myśleć inaczej niż zwykle. To książka na wskroś polityczna, jednak polityczna w innym, niż potocznie, znaczeniu.

To książka niebezpieczna, która, gdybyśmy żyli w czasach niewoli, byłaby zakazana, ocenzurowana, publicznie spalona. Tej książki nie wolno czytać, ponieważ skutki jej odzdziaływania grożą zagładą ludzkości, masowym wstrzymaniem procesów prokreacyjnych i rozpadem rodziny.

Noblistka bawi się językiem, buduje paralelne, czasem wręcz wyjęte z poezji zdania; związki frazeologiczne ściąga na ziemię, budując nowe znaczenia, eksperymentując, „co się stanie, jeśli” ulegnie zmianie, na przykład, forma zaimkowa – jak wpłynie to na świat przedstawiony powieści, na obraz bochaterów, ich psychologiczny portret. Jelinek nie używa dużych liter (jedynie w wyjątkowych przypadkach), jej zdania są połamane (tłumacz „Pianistki”, Ryszard Turczyn, bardzo trafnie zauważył, że „forma jest u Jelinek połamana tak jak ludzie, których opisuje”). Powieść jest dynamiczna i to bynajmniej nie przez wartką akcję. Akcji nie ma. Od początku autorka nie pozostawia złudzenia, że wszystko skończy się w tym samym rytmie i tempie, w jakim się zaczęło. Dynamika tkwi w języku i w eksperymencie zestawienia życiorysów dwóch kobiet, które raz szybciej, raz wolniej przeplatają się ze sobą.

Jelinek skupia się konsekwentnie na tym, co najbardziej ją interesuje, a więc na relacji między kobietą a mężczyzną, a przede wszystkim na motywacji, która pcha bohaterów do wiązania się z drugą osobą. Odrzuca zarazem wszystko, co mogłoby jej przeszkadzać i rozcienczać gęstość formy, którą sobie narzuciła. W powieści nie ma wielości szczegółów, zbędnych dygresji czy nachalnego wyjaśniania pobocznych kwestii. Sama autorka w pewnym momencie pisze, że „nie będziemy rozpisywać się o miłości, bo jej po prostu nie ma”. Jelinek pisze tylko o tym co jest i co jest istotne w budowniu „nie-istotności” jako głównej kategorii organizującej powieść. „Amatorki” są traktatem o pustce egzystencjalnej, o fałszywym charakterze narzuconych przez środowisko wzorców zachowań i odwróceniu paradygmatu uczuć.

E. Jelinek, „Amatorki”, W.A.B., Warszawa 2005.

niedziela, 11 października 2009

Nazywam się Czytelnik. Orhana Pamuka "Nazywam się Czerwień"

Jestem Czytelnikiem i chciałbym opowiedzieć Wam historię pewnej Książki, którą niedawno miałem okazję przeczytać. Jest to dziwna powieść o świecie, który nazwałby zarówno mnie, jak i Was – innych Czytelników – Niewiernymi. Jednak muszę się Wam do czegoś przyznać – skłamałem. Nie przeczytałem bowiem tej książki, zostało mi do końca jeszcze sto stron, które ciągle odkładam na kolejny dzień. Nie myślcie jednak o mnie źle. Nie robię tego specjalnie – to Powieść tego ode mnie chce. Ona bowiem wie, że jestem Niewierny i nie rozumiem jej świata, historii, religii. Wie, jaką trudność sprawia mi malowanie w wyobraźni tysiąca obrazów, które są tam opisane. Drwi ze mnie, gdy widzi, jak wysilam umysł, aby móc zobaczyć ten jeden jedyny odcień barwy, której użył Mistrz Behzad do pokolorowania sułtańskiej szaty. Patrzy z pogardą, gdy nierozumnym wzrokiem przebiegam po linijkach kolejnego rozdziału, gdy otwiera się przede mną kolejna szkatułka, z której wyskakują nieznane mi twarze, nieznani mistrzowie, nieznane barwy. Gdy bohaterem staje się Drzewo lub Moneta, Powieść wie, że nie jestem w stanie potraktować tych bajarzy tak, jak na to zasługują – a więc jako tych, kim naprawdę są, a nie tych, jakich ja, Niewierny Czytelnik, mogę zobaczyć. Przyznam się wam jeszcze do czegoś – irytowałem się i denerwowałem. Czytałem zbyt szybko, przeskakakiwałem zdania. Czy myślicie, że Powieści mogło się to podobać? O nie. I ja to wiem. Uwierzcie mi jednak, że się starałem. Pierwsze strony i rozdziały próbowałem gryźć zębami i długo przeżuwać ich smak. W połowie jednak poddałem się. Mordercę śledziłem już tylko od czasu do czasu. Obrazy stwarzane przez słowa pojawiały się jedynie migawkowo. Gniewałem się na Czarnego, że postępuje egoistycznie, lecz nie spróbowałem zrozumieć, dlaczego. Nie mówiąc o tym, że w ogóle przestały obchodzić mnie postaci Oliwki, Bociana i Motyla, skoro pojawiały się tak rzadko, mówiły o sobie tak wiele niezrozumiałych rzeczy, a ponadto weszły w pakt z Mordercą i zwodziły mnie, aby nie tak łatwo było skazać któregoś z nich na tortury i powolną śmierć. Jestem Czytelnikiem Niewiernych, a mój pobieżny rysunek zawiśnie w kawiarni Meddaha jedynie wtedy, gdy przyjdzie wieczór zabaw i uciech, a mężczyźni będą chcieli rozweselić się czyimś kosztem. I sam jestem sobie temu winien, bowiem ta Powieść pragnie kogoś, kto pochyli się nad nią, poświęci trochę więcej czasu, zada sobie trud wniknięcia w niezrozumiałe sprawy, w niejasne kwestie, w zawiłą historię. Kogoś, kto zamknie oczy i czytać ją będzie oczami serca, umysłu, wyobraźni. Strony tej Powieści mogą otworzyć się jedynie przed Wiernym Czytelnikiem.



Orhan Pamuk, "Nazywam się Czerwień", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007.

czwartek, 8 października 2009

Herta Muller - NOBEL 2009


Laureatką literackiej nagrody Nobla 2009 została dzisiaj Herta Muller – urodzona w 1953 roku w Rumunii niemieckojęzyczna pisarka. Na pytanie zamieszczone na stronie poświęconej Nagrodzie Nobla – „Czy przeczytałeś jakąkolwiek książkę Herty Muller” – odpowiedziałam przecząco i tym samym znalazłam się w gronie „nie-czytelników” obejmującym, bagatela, 92% osób, które odwiedziły dzisiaj to miejsce w sieci i odpowiedziały na pytanie. Na stronach Gazety Wyborczej przeczytałam wywiad z pisarką opublikowany w czerwcu 2009 roku w Dużym Formacie, pt. „Przećwiczyłam śmierć”. Hertę Muller na pewno trzeba będzie poznać, aczkolwiek po lekturze rozmowy z nią już teraz wiem, że nie będzie to łatwa, a raczej przygnębiająca, kontrowersyjna i ostra literatura. Pisarka bowiem należy do tej grupy literatów, którzy zostali napiętnowani przez II Wojnę Światową a następnie przez socjalistyczny ustrój panujący w Rumunii. Jej ojciec należał do SS i był zagorzałym nazistą. Muller jako mała dziewczyna musiała zmierzyć się z brakiem uczucia ze strony matki a także z despotycznym zachowaniem ojca. Później była prześladowana, przesłuchiwana, nieustannie kontrolowana przez władze. W końcu musiała wyemigrować do Niemiec, gdzie również nie zaznała spokoju. Jej proza, jak mogę wywnioskować z tej krótkiej rozmowy, naszpikowana jest tragicznymi wspomnieniami, strachem i śmiercią. Pisarka mówi w wywiadzie: „Pisanie jest przeciwieństwem życia. Kiedy piszę, w pewnym sensie nie istnieję. Jako osobie nie wolno mi się sobą zajmować. Zazwyczaj nie pracuję nad książką zbyt długo, bo nie mogę znieść tego napięcia. Pisząc, muszę przebywać tam, gdzie jestem wewnętrznie najbardziej zraniona, w przeciwnym razie w ogóle nie musiałabym pisać. To jak wędrówka po ostrzu noża, między ujawnieniem a zachowaniem tajemnicy.”

poniedziałek, 28 września 2009

„Czasy kóz” Luan Starova

„Czasy kóz” to jedna z powieści składających się na„Bałkańską Sagę” autorstwa macedońskiego pisarza Luana Starovy. Opisuje czasy bezpośrednio po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej i fali faszyzmu, jaka przelała się przez całą Europę. Okres głębokiego socjalizmu, kiedy to Stalin postawił sobie za cel przetasowanie klas społecznych i utworzenie jednej, wielkiej partii robotniczej, w sposób szczególny dotyka południowe republiki bałkańskie. Macedońskim pasterzom nakazuje się opuszczenie rodzinnych domów w górach i masowe przybycie do miasta. Pasterze pojawiają się – w towarzystwie setek białych kóz.

***
Kozy stają się oczywistą przeszkodą na drodze do przekształcenia zwykłych pasterzy w klasę, która została przeznaczona do budowy mostów, autostrad i fabryk. Zdezorientowane władze początkowo nie wiedzą, jak podejść do tego problemu. Kozy zatem „chwilowo” mogą zostać. Okazuje się jednak, że z ich dobrodziejstw – mleka i serów – zaczyna korzystać nie tylko miejscowa ludność, ale także partia.

Powieść ma dwóch bohaterów. Jednym z nich jest „ojciec” – ojciec rodziny, której nazwiska nigdy nie poznajemy, a którego najmłodszy syn jest narratorem. Ojciec przybył ze swoją rodziną z Albanii, jest intelektualistą, noce spędza na czytaniu książek i pisaniu „Historii bałkańskich imperiów”. Książki pomagają mu przetrwać najtrudniejsze chwile, to z nich czerpie wiedzę o życiu i pyta o radę, gdy musi podjąć trudne decyzje. A tych w życiu rodziny jest niemało – dzieci często są głodne, nasłabsze umierają, a ich miejsce zastępują nowonarodzone. Ojciec długo zwleka z decyzją o kupnie kozy. Przede wszystkim, jako, że jest tutaj „obcy”, zależy mu na pozostaniu neutralnym. Zakup kozy oznaczałby wejście w wielką wspólnotę pasterzy – raz na zawsze związanie się z ich losem, z ich wartościami, także w tych złych czasach, jakie niechybnie nadejdą, gdy wejdzie w życie dyrektywa o likwidacji kóz. Ojciec, jako intelektualista, znalazłby się pierwszy na celowniku. W końcu jednak nadchodzi krytyczny moment – umiera kolejne dziecko, a matka zachodzi w ciążę. Aby przerwać ten zbyt szybki cykl życia i śmierci, ojciec decyduje się na zakup kozy. Wtedy poznaje Czangę.

Czanga przybywa do miasta na czele wielkiej wspólnoty pasterzy i kóz. Sprawia wrażenie silnego, mitycznego wręcz, wojownika, który konsekwentnie dążąc do prawdy, kieruje się w życiu prostymi zasadami. Czanga jest królem kóz. Kozy są symbolem płodności i życia. Dają dzieciom mleko i ciepło, dzięki którym mogą przeżyć nawet najtrudniejsze czasy, nie zaznawszy głodu ani zimna.

Czanga jest bystry i inteligentny, zna życie równie dobrze jak ojciec. Jednak w przeciwieństwie do niego, wszelką wiedzę zdobył w sposób empiryczny. Ta różnica właśnie zbliża ich do siebie: „Szczerze żałował [Czanga – przyp. mój], wyznał to kiedyś mojemu ojcu, że nie nauczył się czytać, będąc dzieckiem, bo przez to umknęło mu całe życie. Na to ojciec odpowiedział, że to właśnie jemu, a nie Czandze, przez czytanie książek umknęło całe życie, prawdziwe życie” (70). Czanga podarował mu życie i ciepło, ojciec nauczył go czytać i pisać. W domu nad rzeką zwyczajem stały się dyskusje do świtu na temat „tych przeklętych bałkańskich czasów”, „czasów kóz” i problemu stalinizmu.

***
„Czasy kóz” podejmują problem historii Bałkanów, na których ciąży „mit o bałkańskim instynkcie samozagłady, zwanym też syndromem likwidacji, od którego nie był wolny żaden z bałkańskich narodów” (151). Ojciec „wciąż chciał się dowiedzieć, dlaczego w tym przeklętym bałkańskim błędnym kole, w którym wciąż trzeba było zaczynać wszystko od początku, zaczęto zabijać kozy, dlaczego tak trudno uwolnić się o bałkańskiego wariantu absurdu” (148). Reczywiście, w powieści dochodzi do wielu absurdalnych sytuacji. Kozy, które towarzyszą ludom bałkańskim od samych początków istnienia, nagle stają się problemem, stojącym na przeszkodzie do zrealizowania socjalistycznych celów. Gdy czytamy, że „koza to zatwardziały wróg socjalizmu” (120) czy „śmierć kozom, wolność dla narodu!” (124), objawia się nie tylko absurd tego problemu, ale także w pewnym sensie jego śmieszność, wynikająca z zestawienia pojęć, które w żaden sposób do siebie nie przystają. W ten sposób podejrzliwy czytelnik zaczyna zastanawiać się, czy aby na pewno chodzi (tylko) o kozy.

Powieść organizuje opozycja KSIĄŻKI / KOZY. Pierwszą kategorię reprezentuje ojciec, a także takie pojęcia jak „wiedza”, „historia”, „poznanie”. „Czasy kóz” to powieść o mocy słowa pisanego, a także o magii „głośnego czytania” i wspólnoty czytelniczej, co świetnie ilustruje fragment, gdy Czanga czyta na głos zgromadzonym wokół niego pasterzom opowiadanie o „Kozie Pana Seguin”. Drugą kategorię reprezentuje Czanga. Tutaj ważne są pojęcia „życia”, „płodności”, „poznania empirycznego” („powrót do natury” Rousseau). Wielka przyjaźń dwóch tak różnych osobowości – o przeciwstawnych charakterach, odmiennych doświadczeniach i tradycji – skłania do zadania pytania „czytać czy żyć?”. Czy jest możliwe „życie i czytanie” jednocześnie? Czy, tak jak ojciec, wybrać „vita contemplativa” czy raczej skłonić się ku „vita activa” i pójść śladami Czangi? Ojciec i Czanga byli sobie nawzajem potrzebni, ponieważ każdy z nich mógł dać to, co drugiemu było niezbędne do (prze)życia, a mianowice możliwość zaspokojenia GŁODU, bez której każdy z nich umarłby – ojciec wraz z rodziną, Czanga wraz ze stadem swoich kóz.

Opozycję KSIĄŻKI/KOZY łączy kategoria GŁODU, która jest kluczowa dla powieści Starovy. Książki pomagają przetrwać ciężkie czasy, zaspokajają głód intelektualny. Kozy podobnie, z tymże zaspokajają głód fizyczny. Książki łączą ludzi (głośne czytanie, wspólnota czytelnicza). Kozy w powieści zacierają różnice międzyklasowe, powodują, że ludzie o różnych poglądach i wartościach zaczynają darzyć się sympatią, dzieląc wspólny los. Głód jest zjawiskiem wspólnotowym. Wszelkiego głodu powinien bać się socjalizm.

Luan Starova, „Czasy kóz", przeł. Dorota Jovanka Ćirlić, Oficyna 21, Warszawa 2005.

środa, 23 września 2009

Lista przeczytanych książek - stan na 1 grudnia 2011

1. Adichie Chimamanda Ngozi, Fioletowy hibiskus
2. Adichie Chimamanda Ngozi, Połówka żółtego śłońca
3. Alameddine Rabih , Hakawati. Mistrz opowieści
4. Atwood Margaret, Moralny nieład
5. Austen Jane, Duma i uprzedzenie
6. Auster Paul, Księżycowy Pałac
7. Baudrillard Jean, O uwodzeniu
8. Beckett S., dramaty
9. Berendt John, Północ w ogrodzie dobra i zła
10. Borges J.L., opowiadania
11. Borges J.L., Alef
12. Borowski Tadeusz, Opowiadania
13. Bronte Ch. , Wichrowe wzgórza,
14. Bronte Charlotte, Dziwne losy Jane Eyre
15. Buck Pearl S., Wiatr ze wschodu, wiatr z zachodu
16. Bukowski Ch., Factotum
17. Bułhakow M., Mistrz i Małgorzata
18. Bursa, Zabicie ciotki,
19. Calvino I., Jeśli zimową nocą podróżny
20. Camus A., Dżuma
21. Canetti, Auto da fé
22. Capote Truman, Śniadanie u Tiffany'ego
23. Carey Peter, Oscar I Lucynda
24. Carlin John, Invictus
25. Carroll Johnatan (Kraina chichów, Muzeum psów, Białe jabłka, Glos naszego cienia, Kości księżyca, Cylinder Heidelberga i In.)
26. Carroll Lewis , Alicja w Krainie czarów
27. Carroll Lewis , O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra
28. Coelho (Alchemik, Piata góra, Weronika postanawia umrzeć, Na brzegu rzeki Piedry…, Podręcznik wojownika światła, Pielgrzym)
29. Coetzee, Czekając na barbarzyńców
30. Coetzee , Hańba
31. Collins Suzanne, Igrzyska śmierci
32. Collins Suzanne , W pierścieniu ognia
33. Collins Suzanne , Kosogłos
34. Conrad, Zwycięstwo
35. Cortázar, Gra w klasy
36. Cortázar, Egzamin
37. Dehnel, Lala
38. Dostojewski, Zbrodnia i kara
39. Dostojewski, Bracia Karamazow (T. 1)
40. Duteurtre B., Podróż do Francji
41. Dygat, Jezioro Bodeńskie
42. Eco, Imię róży
43. Eco, Wyspa dnia poprzedniego
44. Eliade Mircea, Młodość stulatka
45. Fadiman, Ex libris
46. Fitzgerald F. S. , Wielki Gatsby
47. Flagg Fannie, Smażone zielone pomidory
48. Flaubert, Madame Bovary
49. Fontane T., Effi Briest
50. Fowles Mag (T. 1)
51. Franklin B., Żywot własny
52. Gall Anonim, Kronika Galla Anonima
53. Gautier , Panna de Maupin
54. Gautier , Avatar
55. Gide A., Fałszerze
56. Goethe , Cierpienia młodego Wertera
57. Gombrowicz, Ferdydurke,
58. Gombrowicz, Bakakaj
59. Gombrowicz, Trans-Atlantyk
60. Gretkowska, Polka
61. Gretkowska, Kabaret metafizyczny
62. Hamsun, Błogosławieństwo ziemi
63. Hamsun, Głód
64. Hardy Thomas, Tessa D'Urbeville
65. Harrison Kathryn, Pocałunek
66. Heller, Paragraf 22
67. Hesse H., Wilk stepowy
68. Hesse H., Siddharta
69. Hesse H., Podróż na Wschód
70. Hesse H., Gra szklanych paciorków
71. Hesse H., Demian
72. Hesse H., Narcyz i Złotousty
73. Hłasko Marek, Opowiadania
74. Houellebecq, Cząstki elementarne
75. Huelle, Castorp
76. Huxley, Nowy wspaniały świat
77. Ishiguro Kazuo, Okruchy dnia
78. James H., Daisy Miller
79. Jelinek Elfriede, Amatorki
80. Kafka, Proces
81. Kafka, opowiadania (Przemiana, Kolonia karna)
82. Kamila Shamsie , Sól i szafran
83. Keret Etgar, Tęskniąc za Kissingerem
84. Kertesz Imre, Los utracony
85. Kierkegaard Soren, Dziennik uwodziciela
86. Kleinbaum N. H. , Stowarzyszenie umarłych poetów
87. Konwicki Tadeusz, Mała apokalipsa
88. Kosiński, Malowany Ptak
89. Kuczok, Gnój
90. Kundera, Żart
91. Kundera, Życie jest gdzie indziej
92. Kundera, Nieznośna lekkość bytu
93. Larsson Stieg, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
94. Le Clezio J.M.G, Urania
95. Le Clezio J.M.G , Zabić drozda
96. Lessing Doris, Piąte dziecko
97. Lewis M. G., Mnich
98. Libera A., Madame
99. Liebenberg Lauren, Smak dżemu i masła orzechowego
100. London Jack, Martin Eden
101. M. Soból, Mojry
102. Manguel, Moja historia czytania
103. Mann T., Czarodziejska góra (T.1)
104. Mann T., Doktor Faustus
105. Mantel Hilary, Wolf Hall
106. Marai, Pierwsza miłość
107. Marquez G. García, Sto lat samotności
108. Marquez G. García , O Miłości i innych demonach
109. Marquez G. García, Miłość w czasach zarazy
110. Martel, Życie Pi
111. Masłowska, Powieść polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną
112. Matute A. M., Wieża strażnicza
113. McCarthy Cormac, Droga
114. McEwan Ian, Pokuta
115. McEwan Ian, Sobota
116. Melville, Moby Dick (1 tom)
117. Moravia, Obojętni
118. Morrison Toni, Umiłowana
119. Muller Herta, Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie
120. Murakami Haruki, Sputnik Sweetheart
121. Murakami Haruki, Norwegian Wood
122. Musset A. de , Spowiedź dziecięcia wieku
123. Nałkowska, Granica
124. Niżnansky J., Pani na Czachticach
125. Orwell, Rok 1984
126. Orwell, Vivat Aspidistra
127. Oz A., Mój Michael
128. Pamuk Orhan, Nazywam się czerwień
129. Pennac , Jak powieść
130. Plath Sylvia, Szklany klosz
131. Poe E. A. , Opowiadania
132. Prus, Lalka
133. Puzo Mario, Ojciec Chrzestny
134. Remarque, Łuk triumfalny
135. Reymont, Ziemia obiecana
136. Roth P., Gdy była porządną dziewczyną
137. Salinger, Buszujący w zbożu
138. Saramago Jose, Wszystkie imiona
139. Serelyte R., Gwiazdy epoki lodowcowej
140. Shaw Irwin, Lucy Crown
141. Shelley Mary, Frankenstein
142. Shuty, Zwał
143. Siemion P., Niskie Łąki
144. Sieniewicz, Żydówek nie obsługujemy
145. Sienkiwiecz Henryk, Ogniem i mieczem (1 tom)
146. Sillitoe A., Samotność długodystansowca
147. Sosnowski, Wielościan
148. Stachura, Jeden dzień
149. Stachura, Siekierezada albo zima leśnych ludzi
150. Starova Luan, Czasy kóz
151. Sterne L., Tristam Shandy (T.1)
152. Sterne L., Podróż sentymentalna
153. Stevenson, Doktor Jekyl i Mr. Hyde
154. Stockett Kathryn, Służące
155. Suskind , Pachnidło
156. Sward Anne, Lato Polarne
157. Szekspir , dramaty
158. Tasso, Jerozolima wyzwolona
159. Tochman Wojciech, Bóg zapłać
160. Tokarczuk, Dom dzienny dom nocny
161. Tokarczuk, Anna In w grobowcach świata
162. Tschinag Galsan , Koniec pieśni
163. Turgieniew , (opowiadania)
164. Vargas-Llosa , Gawędziarz
165. Voltaire , Kandyd
166. Vonnegut, Kocia kolyska
167. Wharton (Ptasiek, Werniks, Al, Tato)
168. Wilde, Portret Doriana Graya
169. Witkowski, Lubiewo
170. Wolf V., Do latarni morskiej
171. Wolf V., Orlando
172. Xingijan Gao, Góra duszy
173. Zafon Carlos Ruiz, Cień wiatru
174. Żeromski , Przedwiośnie
175. Żeromski , Ludzie bezdomni

"Młodość stulatka" Mircea Eliade

„Młodość stulatka” to niewielka powieść rumuńskiego indologa, religioznawcy i filozofa, Mircea Eliade. W Rumunii po raz pierwszy ukazała się w na łamach czasopisma „Revista Scriitorilor” w 1978 i 1979 roku. Jest historią 70-letniego sinologa, sfrustrowanego faktem, że nie zdołał opanować wszystkich języków orientalnych i niczego nie osiągnął. Pewnego dnia, dokładnie w Wielkanoc, raził go piorun. Wbrew oczekiwaniom, Dominik Matei nie tylko przeżył, ale także odmłodniał o 30 lat, zyskał fenomenalną pamięć i ogromną wiedzę.

Powieść z jednej strony posiada pierwiastek since fiction, ponieważ podejmuje temat człowieka posthistorycznego, Nietzscheańskiego „nadczłowieka”, dziecka wojen nuklearnych, które rozpacz, będącą wynikiem zagłady dotychczasowego świata, zaspokoi nieskończonymi możliwościami psychomentalnymi. Z drugiej jednak strony, jak pisze Ireneusz Kania w posłowiu, motyw „wiecznej młodości” Eliade czerpie z bogatej tradycji literackiej i folkloru Rumunii. Przytacza bajkę o królewiczu, któremu król-ojciec obiecał życie bez śmierci i który rusza na poszukiwanie krainy, gdzie byłby wiecznie młody.

Narracja „Młodości stulatka” opiera się w dużej mierze na dialogu (sic!) wewnętrznym i reminiscencjach. Wsutek zyskania nowego życia, Dominik Matei zyskuje również „drugie ja”, z którym prowadzi spokojne rozmowy. Pojawiają się odniesienia do psychologii głębi C. G. Junga, a także do psychoanalizy Freuda. W tej powieści jest dużo snów, które przeplatają się z jawą. Bohater ma napady somnabuliczne, podczas których dzieją się dziwne i niezrozumiałe rzeczy.

Powieść podejmuje także zagadenia etyczne związane z eksperymentami naukowymi na zwierzętach i ludziach. Akcja książki rozpoczyna się bezpośrednio przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej. Zainteresowanie nazistów przypadkiem „odmłodzonego przez piorun” jest w tym kontekście oczywiste, szczególnie, że niezależnie od historii Dominika Matei, jeden z naukowców niemieckich stawia tezę, że możliwe jest odmłodzenie ludzkiego ciała za pomocą wyładowania elektrycznego o mocy ponad miliona wolt. Bohater musi uciekać nie tylko przed rozgłosem, ale także przed ryzykiem potwierdzenia swoim przykładem tej przerażającej tezy, której realizacja mogłaby być dla ludzkości tragiczna w skutkach.

Mircea Eliade, „Młodość stulatka”, przeł. Ireneusz Kania, W.A.B., Warszawa 2008

wtorek, 22 września 2009

Moje plany czytelnicze na najbliższych kilka miesięcy

W ramach „Projektu Nobliści” czytam:
1.Gabriel Garcia Marquez – Sto lat samotności
2.Orhan Pamuk – Nazywam się czerwień
3.Alfrede Jelinek – Pianistka
4.Jean-Marie G. le Clézio

W ramach „Literatury na peryferiach” czytam:
1. Luan Starova „Czasy kóz” (Macedonia)
2. Mircea Eliade „Młodość stulatka” (Rumunia)
3. Kamila Shamsie „Sól i Szafran" (Pakistan)
4. Ngozi Adichie Chimamanda „Fioletowy hibiskus” (Nigeria)

Dead line na powyższe projekty to 21 grudnia.

Jak już wcześniej pisałam, bardzo spodobało mi się wyzwanie „Kolorowe czytanie”, jednak muszę podjąć je indywidualnie. Wybrałam w sumie siedem interesujących książek, które w tytule zawierają jakiś kolor. Oto lista:

1.Michel Faber „Szkarłatny płatek i biały”
2.Fannie Flag „Smażone zielone pomidory”
3.Ngozi Adichie Chimamanda „Fioletowy hibiskus”
4.Antonina Kozłowska „Czerwony rower”
5.Nair Preethi „Sto odcieni bieli”
6.Zadie Smith „Białe zęby”
7.Marisa Madieri „Wodna zieleń”

W pierwszym rzędzie w ramach kolorów czeka na mnie 800-stronicowa powieść Fabera, przed której kupnem nie potrafiłam się powstrzymać i ostatecznie złamałam się kilka dni temu. Na poczcie czeka także „Wodna zieleń”.

W sumie 14 książek. Bardzo się cieszę z powodu istnienia tylu świetnych książek do przeczytania i bardzo jestem ciekawa, co będzie, gdy skończę czytać i pisać o czternastej książce.

P.S. Właśnie uświadomiłam sobie, że autorka „Fioletowego hibiskusa” jest Nigeryjką i śmiało mogę przeczytać tę książkę w ramach literatury na peryferiach. Podobnie jest z autorką „Sto odcieni bieli”, która jest hinduską mieszkającą w Wielkiej Brytanii. Z tą pozycją jednak jeszcze się wstrzymam do czasu, aż będe mieć pewnosć, że zdąże przeczytać planowane książki do 21 grudnia.

W komentarzach będę zamieszczać tytuły książek „do przeczytania później”.

"Sto lat samotności" - Gabriel Garcia Marquez

Aureliano wyobrażał go sobie w golfie, który zdjemował dopiero, gdy kawiarnie na Montparnasse zaczynały wypełniać się parami wiosennych zakochanych, śpiącego w dzień, by oszukać głód, a piszącego w nocy, w pokoiku cuchnącym gotowanymi kalafiorami, gdzie miał umrzeć Rocamadour (s. 440).

Mężczyzna, który rysował się w wyobraźni przedostatniego członka wielkiej rodziny Buendia to Gabriel Marquez – jeden z czworga przyjaciół tego wielkiego samotnika i dziwaka, z którym zbliżył się szczególnie, a który był praprawnukiem Gerinelda Marqueza – serdecznego przyjaciela słynnego pułkownika Aureliana Buendii. Kim naprawdę był Gabriel Marquez i co wiedział o samotności? On jako jedyny wierzył Aurelianowi, gdy ten wspominał swojego prapradziadka pułkownika, którego stoczone trzydzieści dwie wojny już dawno pogrążyły się w mrokach niepamięci mieszkańców Macondo. Gabriel Marquez – postać marginalna, pozornie nie mająca większego znaczenia, o której nie pisze się zbyt wiele, a jednak – alter ego pisarza. Pod koniec powieści wyjeżdża do Paryża i tam niczym Horacio Oliveira (alter ego Cortazara) dusi się w ciasnych facjatkach i pisze.

Samotność obejmuje okres stu lat, który opisał Melquiades, posługując się sanskrytem, aby zaszyfrować losy rodziny Buendia. „Sto lat” to czas symboliczny. Jose Arcadio Buendia i jego żona Urszula Iguaran opuszczają rodzinną wioskę niczym Adam i Ewa, wygnani z Raju wskutek popełnionego grzechu (Jose Arcadio dokonuje morderstwa), wyruszają na poszukiwanie nowej ziemi. W ten sposób docierają do Macondo – miejsca mitycznego, którego dzieje stanowią streszczenie dziejów świata.

Członkowie rodziny Buendia naznaczeni są przekleństwem szaleństwa („Tacy oni są wszyscy [...] pomyleni od urodzenia”, s. 204) i samotności („rodzinne piętno osamotnienia”, s.204). W powieści dużo stron poświęconych jest wojnie, którą Marquez, choć odkłada ją „na później”, obiecuje już w pierwszym zdaniu: „Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendia miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód”.

Światem przedstawionym rządzi charakterystyczny dla literatury iberoamerykanskiej „realizm magiczny” („lo real maravilloso”), który objawia się w przeczuciu śmierci, w rozmowach z umarłymi, w magnetycznym spojrzeniu małego chłopca, który potrafi przesuwać wzrokiem przedmioty, ale także ma źródło w pierwotnej mocy właściwej kobietom, kierującym się głosem intuicji i emocji. To, co wydawałoby nam się niezwykłe, nie wydaje się takie samo bohaterom powieści, i na odwrót – dobrze ilutrują to wynalazki sprowadzane z całego świata do Macondo przez Cygana Melquiadesa – lód i magnes są właśnie tym, co magiczne i niepojęte dla Josego Arcadia i innych mieszkańców osady. Natomiast nie dziwi nikogo, ani nie trwoży wniebowzięcie Pięknej Remedios czy snujący się po domu duch zmarłego Melquiadesa.

O „Stu latach samotności” ciężko napisać coś oryginalnego. Jest to pozycja dobrze znana nie tylko pożeraczom literatury pięknej. Warto do niej wracać po latach. W moim przypadku, gdy czytałam ją po raz pierwszy około pięć lat temu, doświadczenie powtórnej lektury pokazało, że całkowicie uleciał mi z pamięci wątek wojenny, który przecież jest tak obszerny w tej powieści, ocalały natomiast alchemiczne poszukiwania w małym pokoiku wypełnionym tajemniczymi książkami i świętymi tekstami, a także wniebowstąpienie Pieknej Remedios. Jestem ciekawa, co pozostanie, gdy minie kolejnych pięć lat...

Gabriel Garcia Marquez, „Sto lat samotności”, przeł. G. Grudzińska, K. Wojciechowska, MUZA SA, Warszawa 2003

środa, 16 września 2009

Bredablik

To będzie blog poświęcony książkom i mojej pasji podróżowania po świecie literatury. Wszystko zaczęło się od lektury "Tessy d'Urbeville", którą skończyłam czytać w zeszłym tygodniu. Byłam pod tak wielkim wrażeniem tej powieści, że przed wizytą w czytelni zapragnęłam znaleźć więcej informacji na jej temat w internecie. Tak trafilam na bloga Kasi, która też niedawno czytała powiesc Hardy'ego i krótko opisała te doświadczenie na swoim blogu. Stamtąd dostalam sie na blogi "Literatura na peryferiach", "Projekt Noblisci" i "Kolorowe czytanie". Tak bardzo spodobała mi sie idea wspólnego czytania i stawiania sobie wyzwań czytelniczych według danego klucza, że czym prędzej postanowiłam wziąć udział w dwóch pierwszych. Chętnie wzięłabym udział także w „Kolorowym czytaniu”, ale termin zakończenia tego wyzwania jest już bliski i nie zdążylabym przeczytać trzech pozycji. Niemniej wybrałam sobie z listy lektur sześć książek, których tytuły wzbudziły moje szczególne zainteresowanie i mam zamiar przeczytać je już w ramach wyzwania indywidualnego.

Nazwa mojego bloga została zaczerpnięta z powieści Knuta Hamsuna "Błogosławieństwo ziemi" - tak nazywała się niewielka posiadłość jednego z bohaterów. Jednak tak naprawdę na ten piękny, magiczny wyraz zwrocił uwagę już mój tata wiele, wiele lat temu, gdy on sam czytał Hamsuna i szczególnie sposobało mu się zimne i enigmatyczne brzmienie słowa "Bredablik" - i nazwał tak rozkładany fotel, który pamiętam, od kiedy zaczęłam jako dziecko pojmować związek pomiędzy przedmiotami a nazwami, a który to fotel już dawno rozpadł się ze starości. Jednak tyle książek, ile przeczytałam siedząc w nim głęboko zawinięta w ciepły koc, to tylko sam Bredablik wie. Tak więc już na zawsze Bredablik kojarzyć mi się będzie z czytaniem, z niesamowitą przygodą zagłębiania się w opowieść, w inny swiat, który można stwarzać wciąż na nowo w swojej wyobraźni.

Prowadzę jeszcze innego bloga, który opowiada o mojej drugiej pasji - fotografii. Zapraszam tutaj.