wtorek, 22 czerwca 2010

Z pamiętnika gwałciciela. "Pokuta" Ian McEwan


„Pokutę” Iana McEwana położyłabym w mojej prywatnej historii czytania na tej samej półce, co „Dziwne losy Jane Eyre”, „Tessę d’Urbeville” czy „Cień wiatru”. Kierowałabym się przede wszystkim tym, jak czytałam te książki, a właściwie jak one same dawały się czytać.

Lektura rozpoczęła się jak każda inna – powolnym wgryzaniem się w tekst. Oswajaniem się i wzajemnym badaniem. Niespiesznym puszczaniem w ruch machiny tworzenia obrazów ze słów. Już po kilkunastu stronach przyspieszyłam tempo czytania. Już zaczęło sie skakanie po zdaniach, potem kartkowanie.

Gdy doszłam do końcowych stron części pierwszej (przeczytanych zresztą na wyrywki) nie mogłam się powstrzymać, bo musiałam przecież wiedzieć, czy jeszcze ich imiona pojawią się obok siebie w tej historii, a najlepiej w dialogach. Skoczyłam zatem z dziesięć kartek do przodu, a potem coraz śmielej, dalej, wgłąb, aż do samego końca, bo wiedziałam, że muszę natychmiast poznać zakończenie!!!

Ten czytelniczy amok trwał może z godzinę. Czytałam rano, przed pracą, a cały ciężar odpędzonego na siłę niedawno snu gdzieś przepadł. Zmęczyłam się, zdyszałam, pełna emocji i niespokojnych myśli dotyczących dwojga głównych bohaterów.

A gdy skończyłam, już wiedziałam. Potem przez ponad tydzień zgwałcona przeze mnie książka leżała na komodzie czekając, aż wrócę do niej, ja – cierpliwy czytelnik, wierny czytelnik, lojalny czytelnik (wobec książki, wobec siebie, wobec autora).

Powróciłam do niej w końcu, aby już na spokojnie wchłonąć każde słowo, każde zdanie, każdy misternie opowiedziany obraz. Piękny typ prozy, na który jestem specjalnie narażona, który pochłania mnie i sponiewiera, zdeptuje brutalnie do roli czytelnika-gwałciciela, całkowicie egoistycznego, lecz równocześnie w pełni oddanego światu, który został w niej zawarty.

Ian McEwan, „Pokuta”, przeł. Andrzej Szulc, Wydawnictwo Albatros, Opole 2008.

13 komentarzy:

  1. Ja za to tylko film oglądałam, choć od dawna mam ochotę na książkową wersję. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zaczełam oglądać juz podczas czytania, dziś myślalam, ze obejrze całosc, ale jednak musze jeszcze odczekać :) Uwielbiam McAvoya i cudownie mu w tej roli :)

    OdpowiedzUsuń
  3. z tego, co piszesz wyciągam wnioski, ze trzeba koniecznie przeczytać tę książkę :) jedyne, co mnie od niej odrzuca to widok Keiry N., której łagodnie rzecz ujmując nie lubię... Ale skoro wytrzymałam z nią przez trzy części "Piratów z Karaibów" to i tę okładkę jakoś przeżyję ;p

    Ciekawa recenzja, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. haha, jakby w roli Cecylii obsadzili Agnieszkę Grochowską to też bym miała co do tego wszystkiego mieszane uczucia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Anno, ja oglądałam tylko film, ale wierz mi, zgwałciłam go podobnie jak Ty książkę :) Czy warto po nią sięgać po obejrzeniu filmu?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy to jest taki dramatyczny dramat? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Agators - ciężko powiedzieć, jak się już najpierwsz przeczytało :) Ale Ian McEwan bardzo szczegółowo opisuje to, co dzieje się w psychice bohaterów, na tyle, że film nie jest tego w stanie w 100% oddać. Szczególnie dotyczy do małej Briony, w głowie której zaczyna rozgrywać się "ta druga" historia, bezcenny jest też opis aktu pisania, właściwie McEwan w myślach Briony zawarł w jakiś sposób teorię aktu twórczego. Niezwykła jest też jego szczegółowość opisu, która z perspektywy rozwijającej się fabuły, zaczyna nabierać znaczenia, drobne niuanse okazują się rozstrzygające. Film ujmuje to (przynajmniej w czesc która obejrzałam) trochę powierzchownie. Myślę, że warto spróbować tej książki, jak nie posmakuje to odstawić :) Szczególnie myślę tak, że czytając większość książki, jak napisalam w powyższym tekscie, znalałam jej zakończenie, a mimo to była ciekawa.

    Mała Mi - niebywale dramatyczna :) Jeszcze bardziej niż Titanic :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna recenzja, czytałam z wypiekami na twarzy... a skoro sama recenzja potrafiła mnie tak wciągnąć, znajdę tę książkę choćby na końcu świata i ją przeczytam, mam nadzieję z takim samym zapałem. A potem: Obejrzę film :)
    Dzięki za zachętę :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. proszę bardzo Anhelli :) Choc ostrzegam, że McEwan potrafi zamęczyć troskliwością o szczegóły!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam do łańcuszka, szczegóły na moim blogu:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kasiu, chyba przez przypadek skasowałam Twojego posta, wybacz, ale odczytałam go na meilu, więc go przeklejam:

    Bardzo dobra recenzja!
    Co do samego McEwana - jego powiesci przede wszystkim nie sa 'bzdurne', aczkolwiek opisy sa czesto rozbudowane do granic mozliwosci, co juz ktos trafnie zauwazyl :) Autor porusza czesto tematy trudne/tabu, albo przedstawia nam bohaterow, ktorzy zderzaja sie z trudna, skomplikowana sytuacja.
    Tak na marginesie - zapisalam sie w tym roku na seminarium mgr z prozy brytyjskiej XX wieku, wlasnie ze wzgledu na to, ze bedziemy zglebiac caly dorobek tworczy Iana McEwana :)

    OdpowiedzUsuń