wtorek, 21 grudnia 2010

Pozorne wybory. "Igrzyska Śmierci"

Powieść Suzanne Collins, po bynajmniej nie krótkich poszukiwaniach, odnalazłam w końcu na półce z literaturą dla młodzieży, co mnie niezwykle zdziwiło. Na ostatniej stronie okładki przeczytałam porównanie trylogii Collins do powieści o Harrym Potterze i, o zgrozo, do cyklu „Zmierzch”. Skończywszy pierwszy tom ”Igrzysk Śmierci” mogę powiedzieć, że nie tylko treść nie rozwiała moich wątpliwości co do poziomiu tej prozy, ale moje zdziwienie względem próby jej zaszufladkowania – spotęgowało się.

„Igrzyska Śmierci” są moim zdaniem genialną kreacją utopijnego świata na miarę „Roku 1984” czy „Nowego Wspaniałego Świata”. Być może narracja rzeczywiście jest mniej skomplikowana niż Orwella czy Huxleya, niemniej jestem wściekle ciekawa, jak odebrałby ją nastolatek, zwłaszcza taki, który zafascynował się już cyklem Stephanie Meyer.

Collins stworzyła świat spójny, a przebieg wydarzeń poprowadziła niezwykle konsekwentnie. Wykreowała wizję utopijnego państwa z przyszłości, zbudowanego na gruzach Stanów Zjednoczonych, opartego na systemie totalitarnym, a społeczeństwo na powrót podzieliła na klasy.

Żyjemy aktualnie w świecie, w którym każdy ma szansę na to, aby stać się kimś. Nie ważne, że owo 5 minut rzeczywiście trwa dokładnie tyle i ani sekundy więcej. Króluje era telewizyjnych show, gdzie bohaterami są zwykli ludzie, nasi sądziedzi, przyjaciele, członkowie rodziny, gdzie główną rolę grają niekontrolowane emocje i gdzie panuje niepodzielna i bezdyskusyjna demokracja. Każdy bowiem może być wybranym. Każdy może wybierać.

Jednak wybory te na ogół sa pozorne. Tak naprawdę jest to złudzenie demokracji. To nie my wybieramy, nasze wybory są nam sugerowane. Czasami wręcz w agresywny sposób.
Show , w którym bierze udział Katniss – Głodowe Igrzyska – nie różni się moim zdaniem wiele od tego, co możemy obejrzeć chociażby w TVN. Ostatni program Top Model utwierdza mnie tylko w tym przekonaniu. Jedyna różnica tkwi w tym, że sposobem eliminacji innych uczestników jest zadanie im śmierci. Im okrutniejszej, tym bardziej atrakcyjnej dla publiczności.

Arena, w której rozgrywają się igrzyska, jest symulacją, będącą pod całkowitą kontrolą władzy. Analogicznie jest to wytworzony przez media sztuczny świat, który my, widzowie, oglądamy wieczorami w swoich domach, i w który wierzymy. Wierzymy w emocje, w to, że dziewczyny (patrz: Top Model) płaczą, mają problemy, przeżywają stresy, a im ich jest więcej, tym lepsza jest oglądalność. Dowodem może być wygrana Top Model przez Paulinę, która praktycznie cały program przepłakała. Żeby było śmieszniej, w „Igrzyskach śmierci” można przeczytać słowa Katniss, która komentując poprzednie lata, wspomniała o dziewczynia, której taktyką było wykreowanie siebie poprzez płacz, słabość, lęk etc. na nieogroźną uczestniczkę, w efekcie czego udało jej się wszystkich przechytrzyć i wygrać.

Akcja powieści Collins kojarzy mi się również z „Drogą” McCarthy’ego, gdzie ojciec i syn przemierzają spaloną i zniszczoną, wymarłą Amerykę w poszukiwaniu „ognia”. Oni również, podobnie jak Katniss, muszą się ukrywać, zdobywać jedzienie, walczyć z osłabieniem, chorobą, głodem, wreszcie ze śmiercią. Muszą unikać innych ludzi, którzy mogą się dla nich okazać śmiertelnym niebezpieczeństwem. Są świadkami rzeczy zbyt strasznych, aby można było je sobie wyobrazić w „normalnym” świecie. Wreszcie – szukają w sobie i poza sobą ostatnich oznak życia, pałającego małego ognia, który stanowiłby dowód ich człowieczeństwa.

11 komentarzy:

  1. Nie mam nic przeciwko 'Potterowi' (uwielbiam!) i 'Zmierzchowi'(wieeeelki sentyment), ale wyobraź sobie ilu ludzi kompletnie zniechęci się po takim porównaniu...

    Zaciekawiłaś mnie tą pozycją, rozejrzę się za nią.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, sama bym się zniechęciła, gdyby nie to, że czytałam entuzjastyczne recenzje u Padmy :)
    Klaudyna, ja jestem okropna, wiem, ja ciągle pamiętam o kartkach z Czarnogóry, leżą u mnie grzecznie i czekają aż w końcu podeślę Ci je.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie świetna książka, zresztą tak jak "Droga", ale zupełnie mi się nie kojarzą:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Saro, mnie się kojarzy na gruncie instynktu przetrwania - ukrywania się przed potencjalnym zagrożeniem ze strony człowieka czy żywiołów, walki z głodem i koniecznoscią zdobywnia jedzenia, chorobą i ranami, które nie chcą się goić, w końcu z tym, że Katniss także musiała odbyć swoją symboliczną drogę, taka jak bohaterowie powieści McCarty'ego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. hm... a ja poszukuje i znaleźć nie mogę a słysze wiele dobrego ;) No ale szukam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. wczoraj udało mi się kupić dla przyjaciela egzemplarz w Empiku, ale wiem, że jest problem, bo prawie wszystko jest wykupione, najwięcej jest teraz Kosogłosa, który jest najnowszy :)

    osobiście chciałabym zobaczyć ekranizacje, ciekawe czy nakręcą?

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, właśnie skończyłam wczoraj czytać tę trylogie i jestem pod głębokim wrażeniem! Będe ją polecać wszystkim...

    OdpowiedzUsuń
  8. Trylogia Igrzysk Śmierci to moje ulubione ksiązki;)
    Jeśli jeszcze nie czytałaś to przeczytaj następne części;)

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam kolejne części :) ale nie napisałam recenzji. W "Pierściniu ognia" uważam za dość nudną kontynuację, wariację-powtórzenie części pierwszej. Natomiast "Kosogłos" jest już o wiele lepszy i ciekawie rozwiązany. Chociaż ja ciagle miałam nadzieję, że Katniss, Peeta i Gale będą prawdziwymi, charyzmatycznymi przywodcami rewolucji, a nie jedynie marionetkami w rękach alternatywnej partii, która jak dla mnie tylko pozornie była przeciwieństwem dyktatury Kapitolu i Prezydenta Snowa. Cykl dobry, ale na jeden raz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam "Igrzyska śmierci" jakiś rok temu i byłam pod ogromnym wrażeniem. To naprawdę świetna książka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdzie jesteś? Wracaj do blogowania :)

    OdpowiedzUsuń