środa, 21 października 2009

Czekając na rozkosz. "Szkarłatny płatek i biały" - Michel Faber

Książka Michela Fabera nie zachwyciła mnie. Cóż – miała prawo, ponieważ przeczytałam niewiele ponad 100 stron. Obiecałam sobie wprawdzie przeczytać chociaż 200, jednak musiałam przerwać lekturę, aby irytacja nie zachwiała mojej wewnętrznej równowagi.

„Czerwony płatek i biały” uwiódł mnie tytułem, okrzykami zachwytu książkowych blogowiczów, a także gabarytami, które obiecywały, że przyjemność czytania i obcowania z bohaterami nie skończy się zbyt szybko. Kupiłam pokaźny egzemplarz, który niecierpliwie czekał na półce na swoją kolej. Niestety na próżno.

Być może jestem zmęczona po Pamuku. Nie lubię jednak, gdy autor mnie zwodzi – angażuje w uważne czytanie, gdy następnie okazuje się, że wątek jest nieważny i nieistotny w kontekście kolejnych wątków. Faber prowadzi mnie uparcie do kolejnego wycinka historii, obfitującego w szczegóły i kwestie, którym już nie ufam i których, przyznaję, już nie lubię.

Jakiś czas temu krążył po świecie pogląd, że współczesna literatura wydaje na świat jedynie – rozdmuchane do rozmiarów powieści – opowiadania, ponieważ człowiek XXI wieku nie ma czasu na czytanie. Ostatnio jednak na rynku wydawniczym pojawiło się sporo grubych tomiszczy, jak choćby „Cień wiatru”, „Nazywam się czerwień” czy „Szkarłatny płatek i biały”. Nastała moda na wielostronicowe powieści, jakie pisało się kiedyś. Jednak dlaczego, gdy czytam książki Dostojewskiego, Manna, Hessego, Cortazara – tak przecież obfite w szczegóły, historie, długie rozmowy i niekończące się rozważania bohaterów – nie nudzę się? Wręcz przeciwnie – skubię słowa bardzo starannie, czerpię z nich niewysłowioną [sic!] przyjemność i przede wszystkim wiem, że szczegóły te są istotne, bo budują powieść; że każdy z nich jest nieusuwalnym i niepowtarzalnym elementem całości.

„The Guardian” napisał o twórczości Fabera: „Tak pisałby Dickens, gdyby wolno mu było mówić o wszystkim”. Może niekoniecznie trzeba mówić o wszystkim? Może Dickens nie byłby wtedy Dickensem? Z trwogą i rozkoszą (mimo wszystko) czekam na polski przekład „Woolf Hall” tegorocznej laureatki Nagrody Bookera, Hillary Mantel. Mam nadzieję, że kilkaset stron „napisanych” będzie mogło stanowić zarazem kilkaset stron „przeczytywalnych” (proszę wybaczyć mi te neologizmy – są naprawdę konieczne).

Ostatnio nauczyłam się bez wyrzutów sumienia przeskakiwać nie interesujące mnie fragmenty. W pewnym sensie jest to zgubne – powieść staje się sitem o zbyt dużych dziurach, przez które przelatuje uwaga, przyjemność, w końcu – sam proces czytania. A wtedy nie pozostaje nic innego, jak dać sobie spokój. Dlatego Fabera odkładam. Poczekam na Innego Czytelnika, który przemówi do mojego rozsądku, podając kilka powodów, dla których warto przeczytać tę powieść. Tak bowiem było w wypadku „Cienia wiatru”, którą to książkę również za pierwszym razem odrzuciłam (jednak z innych przyczyn), tylko po to, aby za drugim dokonać bezpowrotnego skoku w otchłań najwyższych czytelniczych rozkoszy.

Michel Faber, „Szkarłatny płatek i biały”, W.A.B., Warszawa 2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz