sobota, 16 stycznia 2010

"Urania" Le Clezio

To nie będzie dobra recenzja. Trudno bowiem pisać z przyjemnością o książkach, które mnie nie zainteresowały, znudziły wręcz i pomimo, że objętościowo były niewielkie, ciągnęły się w nieskończoność. Po przeczytaniu 2/3 „Uranii” na przestrzeni dość długiego czasu, zmęczona postanowiłam oddać ją do biblioteki. Wypożyczyłam ją jednak po kilku tygodniach ponownie stwierdziwszy, że trzeba już ją „machnąć” do końca i mieć święty spokój.

„Uranię” wybrałam, ponieważ zaintrygowała mnie tematyka: „Urania to powieść-bajka o utopii stworzonej w dwudziestym wieku na wzór dawnych społeczności Mezoameryki” – przeczytałam na tylnej stronie okładki. Spodziewałam się trochę Huxleya, trochę Orwella, trochę „Avatara” w reżyserii James’a Camerona, a także trochę czegoś, czego jeszcze nie znałam.

Główny bohater i narrator – Daniel Sillitoe – jest geografem i zarazem badaczem, który przybywa na specjalne zaproszenie do Emporio, aby dokonać pomiarów geologicznych tamtejszych terenów, a także, aby wygłosić kilka naukowych odczytów. „Emporio” to coś na wzór Kastalii z „Gry szklanych paciorków” Hermana Hessego. Miejsce nauki, które zrzesza najwybitniejszych naukowców z dziedziny antropologii, ekonomii, nauk politycznych etc. Miejsce, które powstaje poniekąd po to, aby „zbawić” „Dzielnicę Spadochroniarzy” oraz inne okoliczne tereny, na ktorych miejscowa ludność żyje w biedzie, wyzyskiwana przez wielkie koncerny próbujące zbić majątek na tamtejszych ziemiach. Naukowcy ze Wzgórza Antropologów postawieni są moralnie w dość dwuznacznym świetle: z jednej bowiem strony ich zadaniem jest naukowe zbadanie i opisanie problemów społecznych, socjologicznych itp., z drugiej traktują oni tych ludzi bardzo przedmiotowo, nie bez dozy pewnej wyższości. Obok tego świata znajduje się „Strefa” – przestrzeń pod znakiem władzy, policji i rewolucji. Strefa pacyfikuje z kolei „Campos”, które jest tytułową Uranią, miejscem-utopią, którą stworzyli – jakby powiedziała to jedna z bohaterek, Dalia – hippisi. Campos rządzi się swoimi prawami, jej ludność łączy silny związek z ziemią i niebem (gwiazdami), jest to miejsce bez jakichkolwiek instytucji (szkoła, kościół, sklepy). Wszyscy każdego dnia uczą się świadomości i głębokiego wnikania wewnątrz najprostszych spraw.

„Urania” Le Clezio wydaje się szkicem. Wielość płaszczyzn nie pozwoliła na podejście inne niż jedynie pobieżne zarysowanie problematyki i sylwetek. Powieść Noblisty nie zaangażowała mnie. Podczas lektury miałam wrażenie, że kwestie opowiadane przez narratora wprawdzie są dla niego bezcenne, drogie sercu, że odnosi się do nich ze swoistą wewnętrzną tkliwością, lecz nie udało mu się przenieść tej troski na czytelnika. Może nie taki był plan. Dla mnie powieść była zbyt sentymentalna. Zabrakło mi w niej dystansu i próby zainteresowania czytelnika. Również tytułową „Uranię”, czyli Campos, Le Clezio bardzo pobieżnie opisał. Jego obraz właściwie nie różnił się zbytnio od któregokolwiek ze stereotypowych wyobrażeń o utopijnych miejscach, które człowiek tworzy jako alternatywę dla cywilizacji, jako wyraz życia zgodnego z naturą, wyraz życia „inaczej”. „Urania” znudziła mnie. Jednak mimo wszystko będę szukać na półce z prozą Noblisty z 2008 roku czegoś lepszego.

J.M.G. Le Clezio, „Urania”, przeł. Zofia Kozimor, PIW, Warszawa 2008.

2 komentarze:

  1. Moim zdaniem książka się Le Clezio udała. Chciał stworzyć projekt utopii w XX wieku i zrobił to. Projekt nigdy nie jest pełnym i szczegółowym opisem, to raczej zarys...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz :) Całe szczęście, że istnieją różne punkty widzenia, dzięki czemu wiadomo, że skoro mnie nie podoba się ta książka Clezio, to nie znaczy, że nie może być książką dobrą i podobać się komu innemu :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń