wtorek, 20 września 2011

Po drugiej stronie muru. "Norwegian Wood" Murakamiego

Potrzebowałam dużo czasu, aby przekonać się do Murakamiego. Najpierw nie dokończone „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”, dużo później „Sputnik Sweetheart”, który choć interesujący, nie zaszczepił we mnie wszechobecnej miłości do japońskiego pisarza, w końcu „Norwegian Wood” polizany po paru kartkach i odstawiony na półkę na długi czas. Aż wreszcie nastał dzień, w którym zapłaciłam przez tę powieść karę w biliotece – dzisiaj – a na biurku leży kolejna książka - „Kronika ptaka nakręcacza”.

Wsiąknęłam. Utonęłam. „Wzięło mnie”. Przepadłam. Tylę mogę powiedzieć o lekturze „Norwegian Wood”. Poczułam ten klimat – Murakamowski styl kreacji literackich obrazów, a zwłaszcza ten niesamowity sposób budowania napięcia pomiędzy bohaterami, opisywania emocji i procesów myślowych zachodzących w ich głowach.

Teraz myślę, gdy analizuję sobie w wolnych od pracy chwilach, „fenomen Murakamiego”, że po trochu wiem, co stanęło mi na przeszkodzie. Wiem, jaki mam z Murakamim problem. I podejrzewam, że właściwie nie tylko z Murakamim, ale z kulturą japońską, ba, z wielką barierą kulturową, jaka dzieli mnie – Europejkę – od tradycji i historii, a co za tym idzie, zbudowanych na ich fundamentach zwyczajach , motywach postępowania oraz wewnętrznych imperatywach, według których człowiek wyznacza ścieżkę własnego życia.

Jeśli ktoś uzna moje myślenie za powierzchowne i płytkie, gdy za chwilę zdradzę, w czym między innymi przejawia się efekt trudności przedarcia się przez ową barierę – trudno, wezmę to „na klatę”, ponieważ nic innego mi nie pozostaje, jeśli chcę być sama ze sobą szczera.

Mianowicie mam ogromny problem z powierzchownością Azjatów. Nie dość, że nie rozróżniam Koreańczyka od Chińczyka, to wszystkie Japonki wydają się mi bliźniaczo podobne. W związku z tym, gdy ostatnio miałam okazję obserwować w barze grupę Azjatów (nie mam pojęcia, jakiej narodowości), zastanawiałam się, dlaczego ten chłopak wybrał właśnię tę dziewczynę, a nie jej koleżankę. Są identyczne, śmieją się w podobny sposób, mają te same gesty, sposób mówienia, a nawet są w podobnym stylu ubrane.

Przepraszam, jeśli w oczywisty sposób kogoś uraziłam skupiając się tylko i wyłącznie na wyglądzie zewnętrznym. Wynika to z mojej ingoracji i braku obycia z osobami odmiennej nacji. Ponadto jest to jedynie pierwszy, najbardziej oczywisty przejaw mojej niewiedzy.

Nie będę zagłębiać się w tym miejscu dalej, gdyż całkowicie się pogubię. Jeśli bowiem mam problem już na etapie powierzchowności, co z kwestiami, o których pisałam już wyżej – z historią, religią, tradycją i wychowaniem? Co – idąc dalej – z fundamentalnymi zagadnieniami, jakimi są życie i śmierć?

I w tym miejscu właśnie wkracza Murakami. Wkracza z bogatym światem uczuć i myśli. Pomaga mi ujrzeć RÓŻNICĘ, odzielić i zindywidualizować właśnie to, co właśnie dla mnie jest obce i nieznane. Mało tego, rozpala we mnie pragnienie, aby poznać i dowiedzieć się więcej, aby nie zatrzymywać się przed murem, który wydaje się nie do przebicia, pokazuje mi drogę, którą mogę wejść na ten mur, zobaczyć w całości rozciągający się za nim krajobraz, a następnie, jeśli chcę, zejść z niego po drugiej stronie i wyruszyć w piękną wędrówkę do nieznanej krainy.

„Norwegian Wood” jest piękny – nie będę pisać, o czym jest, bo jeśli ktoś będzie chciał, to po prostu do niego sięgnie i sam się przekona.

Powstał film na podstawie tej powieści. Niestety nie było w Polsce premiery. Jest jednak dostępny w różnych magicznych miejscach Internetu.




12 komentarzy:

  1. Anno Liwio - mam dokładnie taki sam problem z Azjatami, jak Ty - gdy oglądam jakiś film, w którym występują, mam problem z połapaniem się kto jest kim... I zawsze się zastanawiam, czy "oni" mają tak samo z nami...

    A co do Murakamiego, którego darzę miłością ślepą i bezkompromisową - zadziwiające jest dla mnie to, że Jego powieści są tak mocno osadzone w tamtej kulturze, w tamtym świecie, w tamtych wartościach, ale jednocześnie można je czytać "poza-krajowo", odnosić do świata w ogóle. To chyba właśnie jest spowodowane tym, że najważniejszy w Jego pisaniu jest bohater i jego postrzeganie świata. No i to jest też Jego siła!
    Pozostaje mi tylko zazdrościć Ci, że dopiero Murakmiego odkryłaś i że dopiero zaczynasz - ja mam przeczytane wszystko, co wyszło po polsku i czekam z niecierpliwością na tłumaczenia, których w Polsce nie było (ponoć dlatego, że sam autor się nie zgadza, a jak jest w rzeczywistości... trudno dociec) no i na nowe rzeczy, które będzie tworzył.

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Anna Liwia: Z powierzchownością jest problem zawsze i dla każdego (no, prawie, zawsze znajdą się wyjątki), zarówno nam-Europejczykom jest trudno odróżnić między sobą Azjatów (ale i Afrykanów przecież), jak i my-Europejczycy jesteśmy trudni do rozróżnienia dla nich;) Czy tak od razu odróżnimy Rosjanina od Litwina, Niemca, Czecha? Skoro my mamy z tym na pierwszy rzut oka problem (inna sprawa, gdy się w tym wyrobimy), to co dopiero Azjaci? Tak samo dla nas - gdy nie przyglądamy się na co dzień Azjatom - trudno jest odróżnić Chińczyka od Japończyka czy Koreańczyka. Mój Przyjaciel nie ma z tym jednak większego problemu, spędził z Japończykami i Chińczykami wiele czasu i po prostu przywykł, widzi różnice (drobne, subtelne, ale jednak).

    @ Marpil: Murakami nie zgodził się na wydanie poza granicami Japonii dwóch pierwszych powieści: "Hear the Wind Sing" i "Pinball, 1973" (tytuły podaję angielskie, bo powieści te są dostępne po angielsku, z tym, że tylko w Japonii). Oprócz tych dwóch powieści jest jednak całe gro opowiadań i reportaży, co do których jedynym ograniczeniem, czemu nie zostały przełożone na polski, jest to, że żaden tłumacz się za to nie wziął. Jeśli czytasz w języku angielskim, to na rynku dostępny jest (niewydany w Polsce) zbiór opowiadań "The Elephant Vanishes" i "Underground" - zbiór wywiadów z ofiarami ataku gazowego w tokijskim metrze, który miał miejsce w roku 1995, na dwa miesiące po trzęsieniu ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  3. @litera: a widzisz - ja nie mam problemu z rozróżnianiem na przykłąd Murzynów, choć nie obracam się w ich kręgu, nie mam z nimi styczności na co dzień. Ale widzę różnice w rysach twarzy. Tylko ta "żółta rasa" jaoś tak działa, że zamazuje coś, co jest charakterystyczne w danym człowieku...

    OdpowiedzUsuń
  4. chodziło mi o coś innego - tzn. nie zatrzymywałabym się na etapie problemu z różnicami pomiędzy wyglądem Koreańczyka a Chińczyka etc. To stanowi jakby pierwszy przejaw czegoś innego, czegoś, co może już mieć o wiele większe znaczenie - mianowicie z dotrzeżeniem różnic we WNĘTRZU.

    pisząc o tym, że nie dostrzegam, czym różnią się np. od siebie trzy Japonki, chcę powiedzieć, że nie dostrzegam również różnic w ich charakterach, poglądach, postrzeganiu świata - a więc tym wszystkim, co stanowi o osobowości danej jednostki.

    i to właśnie dla mnie jest niebezpieczne. kwestia powierzchowności to tylko pierwszy, najbardziej dostrzegalny, lecz najmniej istotny tego przejaw.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Marpil: Już w Twoim komentarzu widzę "problem", bo piszesz Murzynów, w takiej narodowości wszak nie ma. Mam rozumieć, że rozróżnisz Sudankę od Nigeryjki czy mieszkanki Mozambiku, tak? W takim razie, podziwiam.

    @ Anna Liwia: We wnętrzu tych ludzi (Azjatów czy już zawężając, Japończyków) też są ogromne i widoczne różnice, no, może faktycznie nie na pierwszy rzut oka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że różnice są - i właśnie między innymi powieści Murakamiego pomagają nam, Europejczykom, te różnice poznawać... i to chciałam powiedzieć w moim tekście :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Litera, widzę że Twój blog jest ściśle Azji poświęcony, chętnie go przejrzę i poczytam, przez Murakamiego nabrałam szczególnej ochoty na te klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Marpil - jak tak dalej pódzie, ja za chwilę też już nie będę miała co czytać Murakamiego i będę tak jak Ty zazdrościć innym Czytelnikom, którzy go dopiero poznają :) Może do tego czasu napisze coś nowego lub wydadzą nowe tłumaczenie :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Anna Liwia: Gdy już ci się Murakami skończy, a miałabyś ochotę pozostać w podobnych klimatach, zachęcam do lektury dwóch powieści Banany Yoshimoto: "Kuchnia" i "Tsugumi" (nie wiem, czy czytasz w innych językach, więc ograniczam się do tytułów dostępnych po polsku). Zachwycający jest też zbiór trzech opowiadań Hiromi Kawakami "Nadepnęłam na węża" tudzież powieść "Manazuru" (tej jeszcze nie czytałam, to nowość, ale samą pisarkę bardzo cenię, więc polecam w ciemno). Jeśli natomiast chciałabyś zgłębić się w Japonię tradycyjną, z ceremoniami parzenia herbaty, ulotnością chwili i gejszami, to przede wszystkim polecam Yasunariego Kawabatę, powieść dowolną, bo wszystkie piękne:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Super, dzięki za cenne wskazówki, wszystko sobie skrzętnie zanotuję! "Kuchnię" czytałam parę lat temu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Anna Liwia: I jak wrażenia po "Kuchni"? Czy też było to na tyle dawno, że nie pamiętasz?;) Przyznam, że ze zbiorku tego bardziej urzekło mnie to drugie opowiadanie, "Moonlight Shadow". Było w nim coś takiego, hm, magicznego. Poza tym, od czasu lektury Murakamiego "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu", uparcie myślami do tamtego opowiadania wracam - pewnie to ten motyw biegania; równie spontaniczny u bohaterki Yoshimoto, co u samego Murakamiego;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rzeczywiście nie pamiętam już dokładnie. Pamiętam motyw matki-transseksualnistki :) czy transwestytki. niemniej nic nie szkodzi odświeżenie sobie tej niedużej przecież objętościowo książeczki.

    OdpowiedzUsuń